Montag, 28. Februar 2011

JAK BOLEK BEZPIEKĘ OGRYWAŁ

Ostatnie wystąpienie Lecha Wałęsy w programie „ Kropka nad i ” zawiera jak zwykle dowody nie tylko jego bezgranicznego chamstwa, ale również charakterystycznego dla niego braku podstawowych choćby zasad moralnych. Opluwanie ś.p. Lecha Kaczyńskiego nie zaskoczyło mnie w najmniejszym nawet stopniu, a tylko przypomniało o kompletnej moralnej degeneracji „wodza polskiej rewolucji”. Również „ sensacyjne ” przyznanie się Wałęsy do podpisania zobowiązania do współpracy z bezpieką nie zrobiło na mnie większego wrażenia. O jego haniebnej współpracy wiem za sprawą jego wyznań od czasów mojej działalności w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża jeszcze w roku 1979, o czym wielokrotnie opowiadałem.

Postanowiłem więc skorzystać z rady ś.p. Anny Walentynowicz, która już kilka lat temu proponowała aby nad Wałęsą zaciągnąć kurtynę milczenia.
Pomysł wydał mi się tym bardziej właściwy, że sam jestem już mocno zmęczony chorym bełkotem, którym od przeszło trzydziestu lat karmi nas nasz symbol hańby. Kiedy jednak przyszło mi poznać uzasadnienie postawy Wałęsy, które jest nie mniej obrzydliwe niż sama kariera donosiciela, zdałem sobie sprawę, że nie jest to kolejny wynik nieposkromionego gadulstwa wodza, lecz zwyczajna wykalkulowana manipulacja.

Wałęsa zdał sobie wyraźnie sprawę, że w tym temacie grunt pod nogami pali mu się na całego. Wrócił więc do stosowanej już wcześniej metody odwracania uwagi od prawdziwego obrazu jego bandyckiego donosicielstwa, poprzez „ przyznanie się ” do podpisania jakiegoś papieru. Czynił to już kilka razy wcześniej z częściowym sukcesem.

Z niezrozumiałych dla mnie powodów od lat bełkot Wałęsy traktowany jest z przymrużeniem oka, co pozwala mu wykręcać się z rzucanych na prawo i lewo idiotyzmów. Słowa mają jednak konkretne znaczenie i kiedy ktoś stwierdza, że „ W tamtym czasie wszyscy podpisywali… ” to nie można po prostu przejść ponad tym do porządku dziennego. To bezczelne wyznanie jest kolejnym policzkiem wymierzonym tym wszystkim, którzy w tamtym czasie mimo uciążliwych często represji oparli się naciskom bezpieki.

To na wskroś bezczelne stwierdzenie jest jednak również zakłamaniem, które trafić ma do przekonania młodych ludzi dla, których tamten czas nie jest do końca zrozumiały. Nie wchodząc w szczegóły przypomnę tylko, że według znanych dzisiaj danych, na kilkanaście tysięcy pracujących w stoczni bezpieka dysponowała zaledwie kilkudziesięcioma agentami. Pośród wielu stoczniowców, którzy zdecydowanie odmówili współpracy z bezpieką są wszyscy ci, na których z taką ochotą i z własnej woli donosił „nasz bohater”.

I tu jest pies pogrzebany; całe to wyznanie Wałęsy służyć ma właśnie zamazaniu obrzydliwości jego służby bezpiece i przeniesienie naszej uwagi na podpisanie jakiegoś zobowiązania, które jego zdaniem nie ma mieć żadnych konsekwencji. Wałęsa swoje działanie nazywa ogrywaniem służb.

Przypomnijmy więc na czym to ogrywanie polegało. Nie mówimy przecież o akcji jakiejś powieści.
Chodzi o działanie całkowicie realne z równie realnymi konsekwencjami.

Jest krwawy grudzień roku 1970. W środku esbeckich działań tuż po grudniowej masakrze, w szpitalach są jeszcze ranni, trwają nocne pogrzeby bezimiennych ofiar bezpieki. Areszty pełne są jeszcze, traktowanych często w bestialski sposób, uczestników ulicznych protestów. Bezpieka rozpoczyna wielką akcję poszukiwania i represjonowania uczestników ulicznych zajść.

W tym właśnie momencie Wałęsa rozpoczyna „ ogrywanie ” bezpieki. Notatka służbowa SB nazywa to nieco inaczej : „ Pozyskany został dnia 29. 12. 1970 r., jako TW ps. Bolek na zasadzie dobrowolności ( ! ) przez st. Insp. Wydziału II KW MO w Olsztynie , kpt. Edwarda Graczyka.

Po wielu latach przyznając się do współpracy z bezpieka wobec swoich WZZowskich kolegów stwierdza, że rozpoczął swą działalność od rozpoznawania na pokazywanych mu zdjęciach i filmach twarzy protestujących stoczniowców. Oddawał ich tym samym w łapy esbeckich oprawców. Pytany o przyczyny swego łajdactwa odnosił się do powtarzanej często swej życiowej filozofii , że : „ Władza musi wiedzieć aby rządzić ”.

Próbował też zasłonić się rzekomymi naciskami ze strony bezpieki. Zapytany przez WZZowskich kolegów na czym te naciski miały polegać odpowiedział, że kiedy próbował się opierać, przesłuchujący prowadził go do okna pokazując transportery, gaziki i sprzęt do tłumienia manifestacji. Wałęsa stwierdził, że zrozumiał wówczas potęgę władzy i brak sensu jakiegokolwiek oporu. Przekonany do uległości szybko rozszerza swą donosicielską działalność na permanentne donoszenie na liderów grudniowego strajku i stoczniowych kolegów.

Z czasem kiedy atmosfera wokół jego współpracy się mocno zagęści powie dziennikarzowi : „ W 1971 r. zrobiłem parę rzeczy nie fair. Byłem młody, niedoświadczony, przestraszony.” Należy więc przypomnieć, że Wałęsa miał wówczas 27 lat. Jeżeli więc blisko trzydziestoletni mężczyzna jest zbyt młody by rozumieć ohydę swego postępowania to ja się pytam: kiedy zaczyna się zwykła dorosła odpowiedzialność za własne czyny ?

Zastawianie się „ młodym ” wiekiem i nieświadomością nie ma również żadnego sensu w zestawieniu z oceną jego działalności przez jego esbeckich mocodawców. Prowadzący Wałęsę funkcjonariusz napisał o nim : „ Dał się poznać jako jednostka zdyscyplinowana i chętna do współpracy ” ( ! ) Nie rozumiem też stwierdzenia „ byłem przestraszony ”. Czyż nie jest faktem, że od lat słyszymy tylko o tym jak odwaga naszego herosa pozwoliła mu uwolnić nas wszystkich od jarzma komunizmu i to wszystko w pojedynkę.

I w końcu element najważniejszy; jak mówi funkcjonariusz SB J. Stachowiak : „ …od pierwszego spotkania Wałęsa zaczął dostawać pieniądze .” I dalej : „ W każdym razie ja jeszcze śmiałem się, że więcej dostał z bezpieki niż razem z rodzinnym tam ze stoczni, bo średnio mu wychodziło tutaj ponad 2000 miesięcznie . ”

W swojej książce „ Lech Wałęsa idea i historia ” Paweł Zyzak pisze : „ Po przejrzeniu akt TW. Bolek można stwierdzić, że tym co motywowało go do dalszej współpracy z SB, były przede wszystkim pieniądze . ” Tak więc donosicielstwo Wałęsy jest najgorszym rodzajem tego obrzydliwego postępku gdyż bierze się z najniższych i najbardziej odrażających pobudek. Brak hamulców w zaspokojeniu chciwości Wałęsy najlepiej oddaje stwierdzenie wspomnianego wcześniej funkcjonariusza SB Stachowiaka : „ … koncówka stycznia to była już taka, że w sumie zaczęło się to wszystko uspokajać… i Wałęsa , nie miał , no nie było Wałęsie za co płacić i dlatego tak według naszych analiz , on po prostu zaczął podpuszczać ludzi żeby coś robili, żeby on mógł przyjść i powiedzieć, że dostał pieniądze. ”

Tak więc kiedy już sprzedał wszystkich znanych sobie działaczy postanowił tworzyć nowych aby i ich sprzedać za te same esbeckie pieniądze. Wałęsa nie lubi myśleć o konsekwencjach swojej służby bezpiece. Przypuszczam, że zebranie wszystkich krzywd tych , na których donosił może nie być dzisiaj do końca możliwe. Paweł Zyzak podaje jednak w swej książce przykład trzech stoczniowych działaczy, na których donosił TW. Bolek.

„ J. Szyler, już w lecie 1971 roku został zmuszony do opuszczenia razem z rodziną województwa gdańskiego. H.Jagielski wsutek szykan SB został przeniesiony z czasem na inny wydział, obcięto mu zarobki oraz ustawicznie nękano wezwaniami na komendę. H. Lenarciaka pozbawiono wszelkich awansów w pracy i poza nią. Bezowocne okazały się starania o większe mieszkanie. ”
Do tego należy dorzucić przykład K. Szołocha, którego bezpieka represjonowała w każdy niemal możliwy sposób, z próbą zabójstwa włącznie.

Sławomir Cenckiewicz w książce „ SB, a Lech Wałęsa ” przypomina również, że : „ W tym czasie do zwolnienia z pracy ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina wytypowano 192 osoby. W latach 1971 – 1972 SB przekazała do Wojewódzkiej Rady Narodowej wykaz 159 osób zamieszkałych na terenie Trójmiasta z wnioskiem o odmowę ich dalszego zameldowania. ” Oznaczało to oczywiście niemożliwość podjęcia pracy. To wszystko obok całej gamy stosowanych na co dzień, mniej lub bardziej typowych represji.

W tym samym czasie Wałęsa spokojnie pracował w stoczni gdzie otrzymywał pełne uposażenie
nie zakłócone nawet utratą premii i dodatków oraz oczywiście dorabiając sprzedawaniem ludzi komunistycznej bezpiece. Wkrótce z poręczenia dyrekcji stoczni otrzymuje przydział nowego mieszkania na gdańskich Stogach. Gdyby ktoś chciał w tym momencie powiedzieć, że mogła to być sprawa przypadku to przypominam co na ten temat pisze sam Wałęsa. Na początku swoich własnych wspomnień Lech Wałęsa stwierdza : „ Przydział mieszkań był formą nagrody
dla aktywistów i posłusznych. ” ( ! )

W programie „ Kropka nad i ” Lech Wałęsa stwierdza, że był przywódcą ruchu i na nikogo nie donosił, bo jeśliby tak robił, to donosiłby na samego siebie. Poza innymi oczywistymi przyczynami to stwierdzenie jest gigantyczną bzdurą również z tego powodu, że w tym właśnie czasie nie był on przywódcą czegokolwiek, chyba, że istniał gdzieś jakiś klub esbeckich donosicieli. Na koniec swych wynurzeń nazywa wyrachowane sprzedawanie ludzkich losów, ogrywaniem bezpieki. Zapewnia przy tym, że gdyby miał powtórzyć swoje życie, powtórzyłby je dokładnie tak,
jak robił. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

Lech Zborowski

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen