Sonntag, 12. Juni 2011

NIESFORMALIZOWANE ZWIĄZKI MARSZAŁKA BORUSEWICZA

Marszałek Senatu i mój były opozycyjny kolega ogłosił właśnie, że wstępuje do Platformy Obywatelskiej.

W normalnym świecie przystąpienie do jakiejś partii jest zjawiskiem zwyczajnym i postrzeganym jako wynik wolności wyboru takiej czy innej życiowej idei. Nawet jeżeli taka decyzja wydaje się drastyczną zmianą poglądów to nie musi być zjawiskiem negatywnym. Wystarczy przypomnieć Ronalda Reagana, który swego czasu przeszedłz obozu demokratów do republikanów, wygłaszając słynną kwestię, że to nie on odszedł z partii, lecz partia zdradziła swoich członków.

W  przypadku Bogdana Borusewicza sytuacja wygląda jednak nieco inaczej. Patrząc na efekty jego marszałkowskich poczynań nikt
w Polsce nie może mieć wątpliwości, że swoje stanowisko zawdzięcza nie tyle jakimś specjalnym kwalifikacjom, ile przypisywanym mu zasługom w działalności antykomunistycznej. Tak więc w tej sytuacji jego postawa podlega nieco innej ocenie.

Borusewicza nie porzuciła żadna partia, nie oszukała żadna grupa i nie zawiodła żadna idea. On najzwyczajniej w świecie przeszedł
z jednej strony barykady na drugą, kiedy okazało się, że po stronie na której wcześniej wymachiwał biało czerwoną flagą, nie tylko można nieźle oberwać, ale przede wszystkim nie będzie dyplomów i orderów, a już z całą pewnością ciepłych stołków.

W jednym z moich wcześniejszych komentarzy napisałem o nim: „Dzisiaj wiem, że przeszedł on na drugą stronę barykady, którą sam kiedyś stawiał nie po to by wygrać bitwę w słusznej sprawie, ale po to by jak wielu innych znaleźć się bliżej przysłowiowego koryta”. Sama jego decyzja nie jest więc żadnym zaskoczeniem i nie warta jest dalszych komentarzy. 

Chcę jednak zwrócić uwagę na bardzo istotne, moim zdaniem, stwierdzenie marszałka. Prosząc o przyjęcie do PO stwierdził, 
że do tej pory był „w niesformalizowanym związku partnerskim z Platformą” (!) I tu wlaśnie wychodzi cała obrzydliwość postawy Bogdana Borusewicza.


Kiedy zaczynał piąć się po szczeblach politycznej kariery, deklarował się swym wyborcom jako kandydat niezależny i nie związany z żadną partią. Podobnie kiedy obejmował stanowisko Marszałka Senatu udawał człowieka niezależnego. Dzisiaj nie tyle deklaruje zmianę swej rzekomej niezależności na partyjną przynależność, ile zwyczjnie arogancko przyznaje, że cały ten czas był „w niesformalizowanym związku z Platformą”.

Nie można więc nie zadać pytania, kiedy tak naprawde mentalność ideologicznej prostytutki stała się tak bliska naturze Bogdana Borusewicza? Jeżeli dzisiaj dowiadujemy się, że tak naprawdę był on już częścia układu, czy jak on sam określił „nieformalnego związku”, w czasie kiedy deklarował się być niezależnym reprezentantem, to ja się pytam – kim był, kiedy będąc z nami
w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża podawał się za działacza antykomunistycznej opozycji?

Pytanie jak najbardziej przecież logiczne. Zwłaszcza, że uzasadniając swoją obecną decyzję zapewnił swoich „nowych” partyjnych kolegów, że: „Jesteśmy razem, idziemy wspólna drogą i będziemy razem”. Dokładnie takie same deklaracje słyszeliśmy, kiedy w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża starał się zdobyć zaufanie młodych robotników, którzy się tam wówczas pojawiali.

Nie spodziewam się odpowiedzi, ale muszę zadać pytanie. Panie marszałku Borusewicz, kiedy tak naprawdę rozpoczął się pański „niesformalizowany związek” z formacjami z drugiej strony barykady ?

Lech Zborowski